środa, 28 listopada 2012

Rozdział 11

Oczami Villemo
Wczoraj bardzo fajnie bawiliśmy się w lodziarni. Niestety dostałam cynka od szefa wyścigów, że moja wyścigówka już przyjechała. Wygląda ona tak:
Pojeździłam trochę Kate była ze mną. Niestety znowu tą czynność przerwał nam telefon. Gdyż jak się okazało chcieli zrobić nam sesje zdjęciową. No tak zaczyna się ;). Pojechałyśmy z Kat na miejsce, a tam wychodziła wkurzona jakaś laska kojarzyłam ją, a już wiem to Eleanor Calder. Kiedyś Katherine zabrała jej sesję zdjęciową i od tamtego momentu nie przepadamy za sobą. No, ale cóż trzeba żyć dalej. Zrobili nam jakieś tam zdjęcia. Wymęczone po całym dniu pojechałyśmy do domu tak rzuciłyśmy się na jedno łóżko i usnęłyśmy. Rano obudził mnie jak zawsze dziad z pod Tesco zwanym moim budzikiem. Zerwałam się szybko z łóżka chwyciłam to urządzenie szatana i rzuciłam o podłogę. Upsi chyba go rozwaliła. Ojej biedaczek :D. Obudziłam Kate, a sama ruszyłam w stronę łazienki. Szybko umyłam się i ubrałam tak:
Włosy spięłam w wysokiego kucyka i gotowa zbiegłam na śniadanko. Tam zaczęłam pałaszować naleśniczki. Napisałam jeszcze esa do wszystkich " Ludzie my dzisiaj z Kat jedziemy oddzielnie. Buziaki Vi" po czym znów powróciłam do pyszności. Po chwili na dół zeszła moja siostra. Włosy miała rozpuszczone a na sobie to:
V: Oki siostra super wyglądasz, a jak masz zamiar jechać na motorze w koturnach.
K: Normalnie bo jadę samochodem.
V: A no chyba, że tak. Dobra ja idę na górę po torbę.
K: No dobra.
Szybko pobiegłam na górę po torbę;
Szczęśliwa poszłam do kuchni wzięłam kluczyki od motoru i poszłam po moje cacuszko:
Szybko siadłam na niego i odpaliłam chwilę rozkoszowałam się jego dźwiękiem po czym ruszyłam w stronę szkoły. Po 5 minutach byłam na miejscu. Wielu chłopców patrzyło na to z zazdrością na co ja wybuchnęłam śmiechem.

Oczami Jewel
Ja pierniczę kto wymyślił tą durną szkołę. Właśnie mój braciszek wpadł do mnie z jakimś wyjcem operowym załączonym i mnie obudził. Bez jaj nie mógł normalnie tego zrobić. Szybko ubrałam to
Szybko złapałam torbę i zbiegłam na dół. Złapałam w locie jakiegoś tosta i wybiegłam na dwór. Tam zobaczyłam mknącą postać na motorze. No pewnie Villemo mój wariat. Zaśmiałam się do siebie i ruszyłam w stronę tego durnego budynku. Doszłam zaraz po przyjeździe Vi. Podeszłąm do niej i dałam jej buziaka na powitanie.
V: To co idziemy na ten durny angielski.
J: Niestety.
V: A gdzie reszta.
J: Zaśpi pewnie, a Kat gdzie.
V: W szkole już bo dzisiaj zaczyna biologią.
J: Aha chyba, że.
Poszłyśmy do budynku tam jakieś plastiki obczaiły nas od góry do dołu i zaczęły się śmiać. My z Vi tylko spojrzałyśmy po sobie i dostałyśmy głupawki. Wzięłyśmy z szafek potrzebne książki i ruszyłyśmy w stronę klasy 166. Tam siadłyśmy gdzieś na końcu i zaczęłyśmy gadać. Tak minęła nam reszta lekcji do przerwy na lunch. Siadłyśmy sobie przy stoliku po chwili doszła reszta.
J: Jak tam lekcje.
H: Hahaha bardzo śmieszne.
J: No co.
Po chwili do stolika podbiegł Horan z żarciem i z zacieszem zaczął to pałaszować. Villemo brechtała się z Zayna do którego przyczepił się jakiś plastik.
V: A tak w ogóle Zayn miło ci jest.
Z: Zajekurwabiście.
V: Oj biedaczek uwolnić od tlenowca.
Z: Mogłabyś.
V: Coś za coś.
Z: Zrobię co tylko zechcesz.
V: Na pewno.
Z: Tak.
V: Okey. Ej ty blondi jak ty miałaś na imię.
Plastik: Chanel
V: A tak właśnie Chanel wiesz, żę masz krzywy ryj.
C: Co powaliło cię. To ty chyba w lustro nie patrzyłaś.
V: No masz racje lustro mi nie potrzebne, ale ty chyba też nie patrzyłaś.
C: Jak to nie.
V: Aha czyli jak spojrzałaś roztrzaskało się rozumiem.
C: Co nieee.
V: A i muszę ci powiedzieć coś tapeta ci się rozleciała.
C: Nieeee.
Wszyscy już mieli niezłą z niej polewkę, po chwili ta cała Chanel wybiegła ze stołówki. Villemo spojrzała na nią jak na debila i mruknęła pod nosem
V: No a ten wąsik to mogła zgolić.
Gdy to usłyszałam wybuchnęłam śmiechem po chwili dołączyła do mnie Vi. Plastik po jakiś 5 minutach przybiegł znowu tym razem z jakąś koleżanką.
J; Czego tu.
C: Oszukałyście mnie.
V: No i.
Dziewczyna  nic  nie odpowiedziała tylko wylała zawartość czekoladowego shake na bluzkę Villemo, a ten drugi plastik na moją. Pisnęłyśmy wspólnie, a Villemo rzuciła się z pięściami na tamte. Chłopcy odciągnęli ją.
V: Chciały wojny no to będą ją miały.
J: CO my teraz zrobimy.
V: Furorę kotek furorę.
Po chwili wyszła gdzieś z telefonem przy uchu. Po 3 minutkach wróciła z mega zaciesze.
V: Choć Jewel czas się przebrać. - Zaśmiała się złowieszczo i zaciągnęła do gabinetu dyrektora......


*******************************************************************************
Ta da macie i się cieszcie durny rozdział. Nie podoba mi się no, ale cóż namęczyłam się go pisząc więc nie wykasuje. Dedyk w nim dla Gabrielle ;**

5 komentarzy:

  1. Nie usuwaj i aaaa jak faajnie <33333333333333333333333333333 podoba mi się <333333

    OdpowiedzUsuń
  2. Hehehehe a mi jakoś nie za bardzo. Wymęczyłam się godzinę w poczekalni u lekarza i teraz za to mam masę pomysłów ale pisać mi się nie chce ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. zapraszam na czwarty rozdział na live-truth-love.blogspot.com, bardzo zachęcam do komentowania - Effy

    OdpowiedzUsuń
  4. super ;D Zapraszam na www.love-and-other-drug.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń