środa, 25 marca 2015

Rozdział 1

Kathrine
Spakowałam właśnie ostatnie zdjęcie do kartonu. Rozejrzałam się po pustym pokoju próbując zapamiętać. Westchnęłam głośno. Wzięłam pudło i powoli zeszłam po schodach na dół. W końcu wyjeżdżamy z tej dziury zabitej dechami. Moja mama stała pod busem czekając na mnie. Pomogła mi wstawić ostatnią rzecz do samochodu.
-Gotowa?-pyta mnie rodzicielka patrząc na mnie czule.- W końcu się przeprowadzamy-uśmiecha się łagodnie.
-Mamo jedźmy jeż-proszę kobietę a ona patrzy się na mnie badającym wzrokiem.- Chcę już mieć tą podróż za sobą-wyjaśniam.
-Oczywiście- oznajmia Mama.- To jedziemy. - Obie przeszłyśmy do drzwiczek samochodu. Wsiadłam i zamknęłam drzwi. Ostatni raz spojrzałam w kierunku domu i odjechałyśmy.- Rozluźnij się. Czeka nas długa podróż. Wzięłam kilka głębokich wdechów i ruszyłyśmy. Wyjeżdżamy z Rio. Czeka nas jazda przez nasz kontynent i jeszcze pół następnego.  Ale z prędkością jaka jeździ mama to nie zajmie nam długo. Przy dobrych wiatrach będziemy tak jutro późnym wieczorem.
-Mamo-Zaczynam ale tchórzę- Możemy coś włączyć?-Miałam się jej zapytać dlaczego dopiero teraz wyjechaliśmy a nie 10 lat temu.
-Jasne. Wybierz coś.-Schylam się do schowka w płytami i szukam czegoś fajnego Znalazłam Mix 2013r Eska. Włączyłam płytę i już nie było tak cicho. Przez cały czas jechaliśmy w milczeniu. W końcu oczy mi się zamknęły. Usnęłam. Spałam nadzwyczaj dobrze. Przebudziłam się nad ranem. Moja mama prowadziła. Nie zdziwiłam się. U niej to norma. Rano zatrzymałyśmy się na śniadanie. Zamówiłyśmy sobie naleśniki. Z smakiem je zjadłyśmy i chwilę pochodziłyśmy po świeżym powietrzu. Rozprostowałyśmy nogi. Skorzystałyśmy z łazienki.
-Mamo czy ty spałaś?
-Tak-mówi.
-Ile?
-Jak tylko ty usnęłaś. Zaraz się zatrzymałam i sama też poszłam spać.
-Ale jak się przebudziłam już prowadziłaś. To ile spałaś?
-Pięć godzin.
-Mogłaś spać dłużej.
-Wiem ale ty tak źle znosisz jazdę.-mówi i dotyka mnie czule po policzku- Chcę żebyśmy już dojechały i miały już to za sobą.
- Rozumiem-mówię w końcu. - Czeka nas jeszcze cały dzień jazdy. W trakcie była jeszcze przerwa na obiad i kolację. Zaraz po ostatnim posiłku usnęłam. Nie spałam już tak dobrze. Byłam obolała i zmarznięta trochę. Mimo że spałam pod kocem.
- Mała-głaszcze mnie po policzku- Wstawaj jesteśmy na miejscu- mówi. Niechętne otworzyłam oczy i spojrzałam na nasz nowy dom. Wyszłam w samochodu żeby rozprostować nogi ale to odmówiły mi posłuszeństwa. Kolana mi się ugięły i mama musiała mnie przytrzymać.
-Która godzina- pytam
-Po północy- oznajmia- tego czasu oczywiście.- Chodź jutro rozpakujemy samochód. Wstawię tylko na podwórko i idziemy spać.
-Dobrze-mówię sennie. Oczy mi się same zamykają. Zaraz do mnie dołącza Niebieskooka kobieta  i wchodzimy do domu. Kieruję się w stronę najbliższego łóżka i zapadam w głęboki sen. Rano budzę się jak nowo narodzona. Drzwi do domu są otwarte a w nich stoi mama. Wstaję i związuję blond włosy w koka i podchodzę do niej.
-O już nie śpisz.
-No wyspałam się w końcu.- uśmiecha się promiennie.
-To co... Do roboty.
-Tak-poszłam z nią do samochodu. Zaczęłyśmy wnosić  pudła. Zaniosłam do siebie do pokoju wszystko co moje i zaczęłam się rozpakowywać. To zajęło mi trochę czasu. Ubrania, pamiątki, zdjęcia, kosmetyki, biżuteria. Oddzielny pokój do ćwiczeń też mam. Tam trzymam swoje rzeczy do tańca. Uwielbiam to robić. Wieczorem rozpaliłyśmy z mamą ognisko i opiekałyśmy kiełbaski. Po głowie ciągle chodzi mi pytanie " Dlaczego teraz. Czemu nie 10 lat temu".
-Jesteś jakaś taka przybita- Stwierdza rodzicielka.- Powiedz co się dzieje?
-Nic mamo po prostu myślę nad nową szkołą-skłamałam. Przygląda mi się przez chwilę. Chyba się domyśla że coś jest nie tak ale jednak odpuszcza temat.
-Będziesz tutaj tańczyć?-Pyta nagle po chwili ciszy.
-Nie wiem.- Nie wiem co tu będzie- dodaję w myślach.- Może.-mówię
-Kiedy tańczysz... Jesteś taka opanowana i spokojna. Jesteś po prostu sobą-mówi spokojnie przyglądając mi się.- Kiedy tańczyłaś w tamtej szkole zapominałaś o tych wszystkich nękających cię osobach.
-To nie chodziło o to-mówię w końcu po chwili ciszy.- Jest okej. Zostaw już ten temat. Proszę-kończę surowo.
-Kate ale wiesz że tak nie wolno traktować ludzi.
-Mamo przestań- do oczu cisnął mi się niechciane łzy.- Przestań tak mówić. Możesz tu nie mówić nic o tacie? Nie chcę znowu tego przechodzić. Pedagog, psycholog, jakiś psychiatra... Nie mów nic.
-Dobrze. Nie będę nic mówić. Po to się wyprowadziłyśmy. Chcę o nim zapomnieć. Chcę to zakończyć. Nie chcę żeby znowu mnie nawiedzał w snach-kończy takim tonem że już wiem żeby dalej tego nie ciągnąć.
-Przepraszam-mówię
-Nie chciałam już żyć ze świadomością że zabito go w tamtym domu.
-Mamo dość.-Mówię ostro.- Sąsiadka idzie. -mówię przez zaciśnięte zęby.
-Halo-krzyczy od furtki- Dobry wieczór. Można?
-Dobry wieczór-odpowiada. - Zapraszamy-mówi mama tak żeby usłyszała Rudowłosa kobieta z dzieckiem na rękach i czymś jeszcze... Nie wnikam, pędzi w naszym kierunku.  Gdy już jest przy nas, wręcza mamie blachę jak się okazało z trzema rodzajami ciasta- WoW co za gest- mówię sobie w myślach.
-Witajcie kochane -mówi  promiennie.- Przepraszam że teraz was nachodzę ale chciałam się z wami przywitać. Jestem Anabel Korwns a to jest Pako mój synek. Mieszkamy obok siebie-uśmiecha się do mnie. Tworzę na ustach coś na kształt - uśmiechu ale chyba wychodzi tylko grymas. Jednak kiedy przenoszę wzrok na chłopca od razu w oczach mam iskierki radości. Kobieta uśmiecha się na moją reakcję.
-Cześć mały-podchodzę i mówię do Pako.- Jestem Kathrine. A ty?-pytam uśmiechając się szczerze.
-Pako-mówi- Mama moja tu-pokazuje paluszkiem na kobietę.
-To twoja mama tak?- pytam udając głupią
-Tak-mówi kiwając główką. Ale on jest cudny.
- No to tyle jeśli chodzi o mnie-mówi Sąsiadka. Nawet nie wiem o co chodzi. Tak się zajęłam małym że ich nie słuchałam.- Kathrine-mówi ale wcina jej się synek
-Nie moja mama. To Kate. Moja.-Mówi. Weź to człowieku pojmij , o co mu chodzi.
- Mhm-Mówi starając się zachować powagę.- Twoja Kate , więc,  żegnaj Kate- Podkreśla moje imię i wyciąga dłoń. Chwytam ją i przyciąga mnie do siebie- Mały ci nie odpuści- szepcze.
-No ja myślę-śmieję się.- Pa- mówię i mierzwię mu włoski.
-Pa Kate moja.- macha mi kiedy odchodzi z mamą.
-Chodźmy już spać. Jutro pójdziemy na miasto zobaczyć co potrzeba ci do szkoły i może pozwiedzamy galerie handlowe- Uśmiecha się znacząco.
-Jak sobie życzysz.- I już wiem że cały jutrzejszy dzień będzie wykańczający bo moja mama ma fioła na punkcie zakupów..- Idź spać-mówię.- To był długi i męczący dzień.
-Ty też idź spać. Jutro musisz mieć siły.- Gasimy ognisko. Wchodzimy do domu śmiejąc się. Idę po schodach na pięterko i kładę się do nowego łóżka w nowym domu w nowym mieście. Czy tu wszystko jest nowe?- pytam się w duchu i odpływam w sen, który staje się głębszy i głębszy i zaczynają się sny... Odpływam w krainę którą kocham.

sobota, 19 kwietnia 2014

Rozdział 3

Kathrine
-Kate!-Wrzeszczy z dołu mama- Kate złaź z tego łóżka. Ile można leżeć?
-Mamo ja tu próbuje spać- Odkrzykuję.
- Kathrine. Zejdź natychmiast. Inaczej wejdę tam i cię sama wywlokę.- Zagraża.
-To powodzenia- Mruknęłam pod nosem. Nakryłam twarz poduszką i dalej spałam. Słyszałam kroki na schodach. Nie mogłam się powstrzymać i zaczęłam się śmiać. Mama weszłam do pokoju i wylała na mnie garnek lodowatej wody. Zerwałam się z krzykiem i wstałam z łóżka.
-Normalna jesteś- zapytałam ze śmiechem?
-Ja zawsze byłam normalna- Odpowiada z udawaną powagą.- Ubierz się i zejdź na śniadanie.- Mówi moja rodzicielka.
-Za chwilę zejdę.- Odpowiadam zrezygnowana. Kobieta wyszła z mojego małego królestwa a ja poszłam się szykować. Gdy stanęłam przed lustrem I zobaczyłam moją fryzurę zaczęłam się śmiać jak głupi do sera. Ogarnęłam się trochę i patrząc w lustro na swój strój.
-Jest dobrze-powiedziałam do siebie. Zeszłam na dół. Usiadłam przy stole i mama postawiła przede mną naleśniki. - Muszę iść jutro do szkoły?
-Tak- odpowiada automatycznie.- Zjedz zaraz idziemy na zakupy.
-Dobrze- burczę i zjadam aż pół naleśnika. Odsuwam talerz i wstawiam go do zlewu. Idę na górę i biorę pieniądze i schodzę na dół. Mama już na mnie czeka.
-Gotowa?
-Tak- uśmiecham się blado.- Boję się tam iść.
-Nie martw się. Będzie dobrze.
-Nie będzie- mówię pod nosem.
-Marudzisz.- Klepie mnie po plecach.
 Kupiłam sobie książki do szkoły i kilka potrzebnych mi przyborów takich jak długopisy ołówki masę zeszytów. Torbę na książki i inne drobiazgi. Mama obeszła chyba wszystkie sklepy w galerii. Dopiero ok 20 miała dość.  Wróciłyśmy do domu i rzuciłam wszystko. Położyłam się na łóżko. Gdy tak leżałam Ktoś zapukał do mojego pokoju.
-Proszę- wychrypiałam. Do pokoju wszedł bardzo przystojny chłopak.
-Cześć-mówi- Pani dyrektor prosiła mnie żeby ci dostarczyć plan lekcji.- Wyciąga dłoń z arkuszem w moją stronę.
-Dzięki- mówię słabo. Nawet nie patrzę co jest tam napisane. Odkładam go na stertę książek na łóżku i kładę się ignorując to że wlepia we mnie swoje paczadła..- W jakiej jestem klasie?-Pytam
-W LZ.- Odpowiada.- Z dodatkową historią i angielskim.
-Znowu to samo- Jęknęłam i z bólem poszłam do łazienki. Spojrzałam w lustro i zobaczyłam że robię się blada. Znowu mnie łapie stres. Dłonie drżą.
- Jakiego mam wychowawcę?-Pytam słabo.
- Jest spoko. Ma śmiechową brodę.- Zaśmiał się za jego wspomnienie.
-Od czego?- Od WOS-u
-Okej. Dzięki za informację.- Wyszłam z łazienki a chłopak jak stał tak stoi.- O Rany- rzucam- Przepraszam.- Zabieram wszystkie rzeczy z łózka i kładę na biurko.- Usiądź sobie- Mówię i układam książki.
-Dzięki-mówi po czym siada na łóżku. Czuję jak mi się przygląda. Odwracam się i idę w kierunku łóżka. Siadam na środku.
- Jestem Kate-mówię wyciągając drżącą dłoń
- Johny- uśmiecha się. I już wiem że będziemy mieć dobry kontakt. Uściska ją i szeroko się uśmiecha.


poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Rozdział 2


Oczami Jezebel
- Jezebel do mnie - trzaskając drzwiami wejściowymi, zacisnęłam pięści i ruszyłam w stronę wściekłej ciotki.
- Czego chcesz? - zapytałam rzucając torbę na ziemię a sama siadłam na fotelu.
- Czy wiesz która jest godzina??
- Coś koło północy a co? - zapytałam wywracając oczami.
- Martwiliśmy się o ciebie - powiedziała kobieta łagodniejszym tonem.
- Takie bajki to pod kościołem sprzedawaj - krzyknęłam wściekła wstając z fotela - Każdy wie, że nie martwiłaś się z wujkiem o mnie tylko o kasę, którą mam dziedziczyć - schyliłam się po torbę i już miałam iść na górę, kiedy ciotka złapała mnie mocno za rękę i popchnęła z wściekłością na fotel.
- Co ty gadasz? kto ci takich głupot naopowiadał?? - Wrzasnęła mierząc mnie wzrokiem.
- Nikt - wrzasnęłam - Ale zauważyłam, że kiedy mama jeszcze żyła to byłaś milutka i kochana, a kiedy zmarła stałaś się zimną suką ciociu - ostatnie słowo powiedziałam z udawaną słodkością - Opieprzasz mnie o byle co, zakazujesz wszystkiego i gdybym nie znalazła tych papierów to.....
- Szperałaś mi w rzeczach - krzyknęła wściekła doskakując do mnie i łapiąc mnie za ramiona - Ktoś ci pozwolił? - z jej oczu biła czysta nienawiść.
- Nie, ale to o mnie tam pisali i o tym, że mama oszalała po moich narodzinach - wysyczałam, ale jak była jeszcze w ciąży to przepisała wszystko na mnie nie na ciebie - wyrywając się jej wstałam i już miałam odejść do swojego pokoju, kiedy ciotka raptownie odwróciłam mnie przodem do siebie i walnęła z otwartej dłoni w policzek.
- Zamilcz - wrzasnęła tylko po czym siadła w fotelu. Zamykając upokorzona oczy, powoli przejechałam ręką po bolącym policzku, po czym zaciskając dłonie w pięści z zawziętością wypisaną na twarzy wbiegłam szybko po schodach. Będąc już w swoim azylu, szybko wyciągnęłam z szafy walizkę i zaczęłam pakować do niej wszystkie swoje ciuchy. Kiedy były już spakowane, dopakowałam dokumenty i trochę rzeczy osobistych, po czym zbiegłam cicho na dół i z barku wyjęłam wszystkie papiery dotyczące mojej osoby i spadku oraz pieniądze, które należały do mnie. Mając już wszystko co było mi potrzebne wbiegłam ponownie na górę i łapiąc czystą kartkę papieru zaczęłam pisać zamaszystym pismem.
Wyjeżdżam nie szukaj mnie bo już nie sprawujesz nade mną opieki, już ja się o to postaram. DOm jest tymczasowo wasz, ale upomnę się jeszcze o niego, więc czekaj już tylko na to. 
Żegnam Jezebel
Kładąc ją na łóżku, szybko wzięłam walizkę i założyłam plecak na plecy po czym zeszłam na dół i jak najciszej się dało wyszłam z tego domu wariatów.

Stojąc na lotnisku w Oslo zaczęłam rozglądać się dookoła. Zauważając w końcu kasę ruszyłam szybkim marszem w jej stronę.
- W czym mogę pomóc? - zapytała kasjerka.
- Jaki jest najszybszy lot do Seattle? - zapytałam po norwesku.
- Za godzinę, odprawa właśnie się zaczyna.
- A są jeszcze jakieś miejsca? - zapytałam z nadzieją.
- Ma pani farta jedno się właśnie zwolniło - powiedziała kobieta z uśmiechem.
- To poproszę - powiedziałam odwzajemniając uśmiech. Po zapłaceniu odpowiedniej sumy odebrałam swój bilet i czując, się wolnym ruszyłam w stronę odprawy. 

Stojąc przed lotniskiem w Seattle rozłożyłam ręce i z całej siły krzyknęłam.
- Jestem wolna - śmiejąc się jak wariatka ze szczęścia złapałam pierwszą lepszą taksówkę i podając adres kobiety do której się wybierałam, siadłam wygodnie na tylnej kanapie i oglądałam krajobraz przelewający się w szybach samochodowych. 

Stojąc przed drzwiami domu, denerwowałam się strasznie, w końcu wzięłam głęboki oddech i zapukałam głośno. Kiedy drzwi się otworzyły ukazując znajomą mi staruszkę uśmiechnęłam się szeroko i powiedziałam tylko :
- Mogę z tobą zamieszkać babciu?? 


_-----------------------------------------------------------------------------_
Podekscytowani?? Bo ja bardzo ;) Jak widzicie wróciłam z nową historią i nie sama tylko z koleżanką. Musicie nam wybaczyć nasze tragiczne pisanie, ale po raz pierwszy piszemy jako duet ze sobą ;)