<następnego dnia>
Rano wstała trochę oszołomiona, gdyż w nocy miałam dziwny sen. Śniło mi się, że nigdy nie znałam moich rodziców zastępczych i że żyłam sobie spokojnie w mojej biologicznej rodzinie. Świetnie dogadywałam się z Lou, tak jak w dzieciństwie i byliśmy nierozłączni. Leżę sobie na łóżku i tak sobie wspominam ten sen, ale wiem, że to nieprawda. Rzeczywistość jest zupełnie inna. Cieszę się, że znalazłam szczęście w tak wspaniałej rodzinie, ale wiem, że przez te wydarzenia z dzieciństwa stałam się taka jaka jestem. Cieszę się też, że w końcu los splótł moje drogi ze ścieżkami Lou. Najbardziej przez te 10 lat tęskniłam właśnie za nim i to o nim było mi najtrudniej zapomnieć, ale jakoś dałam sobie radę z kamuflowaniem tego badziewia.
Ha - Minnie zejdziesz na dół na śniadanie? - usłyszałam głos dochodzący z domu.
J -Yeap już schodzę - poszłam tylko trochę się ogarnąć i w coś ubrać.
Ledwie zeszłam na dół a już zaczęły się pytania o moje samopoczucie. Kocham swoich rodziców, więc powiedziałam, że wszystko w porządku i żeby się nie martwili, bo duża już jestem.
L - chcesz zacząć chodzić tu do szkoły?
J - zastanowię się jeszcze, a tak w ogóle Nialler tu jest - wyszczerzyłam zęby.
Ha - Super. Zaproś go do nas. Bardzo go lubimy
J - Bardzo was kocham i w ogóle, ale może skoczymy dzisiaj na miasto. Miał zadzwonić.
Rodzice nie byli na mnie źli, a mój przyjaciel jakby czytał w moich myślach zaraz do mnie zadzwonił, żeby wyciągnąć mnie na miasto.
J - Tak najdroższy - zaśmiałam się, odbierając telefon.
N - Hej Słońce. Idziemy na zakupy? - zapytał
J- Z Tobą zawsze.
Ubrałam się w coś wyjściowego <klik> i poczłapałam na zewnątrz, gdzie czekał już Niall i ten ciemny chochlik.
J - Myślałam, że idziemy sami - przytuliłam N. na powitanie.
N - Nie będziesz miała nic przeciwko, żeby Zayn poszedł z nami.
J - Jak musi to niech będzie.
Z - Nic z tego nie będzie. Niall dam wam spokój. Ja spadam.
J - Teraz co najwyżej możesz sobie po marudzić na mnie w myślach o ile wiesz co to takiego.
Z - Myślę, że wiem - powiedział nieśmiało.
J - Wow Ty myślisz. Co za błyskotliwa reakcja - rzuciłam z pogardą.
N - Ok to od czego zaczynami.
J - Kupiłabym sobie jakieś ekstra majteczki. Macie tu Victoria Secret?
Z - Tam sprzedają samą bieliznę typu stringi
J - A myślisz że nie do twarzy mi w czerwonych, ledwie widocznych majteczkach? Przecież nie będę chodzić w babcinych reformach - wybuchnęliśmy z Niallem śmiechem, bo chłopak wiedział, że sobie żartuje.
N - Lou chciał z nami iść, ale nie mógł, bo musi zająć się rodzeństwem - moja mina zrzedła. O ja jebie, nie wiedziała, że teraz na każde "Lou", będzie mi się tak dziwnie w kichach robiło.
N - Skoczymy do Nandos?
J- Tak jasne obżartuchu - powiedziałam zamyślona i przy wejściu do galerii wpadłam na jakiego typa.
J - Jak leziesz maślonie? - krzyknęłam
H - To chyba przeznaczenie mała, że ciągle na siebie wpadamy - o nie to znowu ten mopiszon.
J - Mała to może być Twoja pała, kończyć nie będę, bo wiemy jak to się skończy.
H - Jesteś taka słodka jak się denerwujesz
J - A Ty bardziej wkurwiający niż plastikowa Taylor Swift z tą swoją grzyweczką, jak koń Hanny Montany Blue Jeans.
Z - Ostro.
Niall szybko mi wyjaśnił, że Harry flirtuje z tą country ździrą z gitarą, ale Mop i tak zdążył już się ofuczyć. A kij mu w podbródek i haczek w smaczek. Nie wiedziałam jak Lou i Niall mogli wytrzymywać z tymi małpiatkami. Ciemnooki pajac, który niby był obecny a niby nie w końcu się odezwał:
Z - przyjdziesz wieczorem na grilla. Lou się ucieszy.
J - Może. Zobaczymy.
***
Mój braciszek zadzwonił do mnie po obiedzie i zaprosił na grilla. Obiecała, że przyjdę o ile on obieca, że będzie normalnie. Tak jakbyśmy nigdy się nie rozłączali. Nie chciałam głupich pytań. Lou mi to obiecał, więc człapałam teraz po trawniku w strone ich domu.
Li - Siemson JJ. Choć na patio. Już tam jesteśmy.
J - Super zaczynamy błazenadę - zaśmiałam się do siebie. Lou jak zwykle uśmiechnięty od ucha do ucha, wyskoczył się ze mną przywitać
Lou - Hej JJ, już się bałem, że nie przyjdziesz.
H - Chcesz coś z grilla?
J - Nie dzięki na razie.
N - A jakiś owoc? - zaśmiał się, bo wiedział, że ich nienawidzę.
J - Chyba Cię pogrzało robaczku, Bananki i inne badziewia sam wpierdalaj, zamieniając kurciaćki na nie - oboje wybuchnęliśmy śmiechem. Zawsze mu tak odpowiadałam.
Lou - A siostrzyczko może marcheweczkę - wyciągnął w moją stronę talerz z pomarańczowymi cudeńkami.
J - Jasne.
Z - O nie, u was to jakaś rodzinna plaga - zaczęliśmy się śmiać.
hue hue hue :D oglądamy street dance na tvn? :F
OdpowiedzUsuńJa oglądam Bibliotekarza więc wiesz ^.^
OdpowiedzUsuńTo jest MEEEGA!!! ;*
OdpowiedzUsuńMisia :>
Dawaj wiecej bahhahaahhaah
OdpowiedzUsuńZajebiste... mam nadzieje ze za niedlugo pojawi sie kolejny rozdzial bo to po prostu jest meegaaa :-D ja chce wiecej i wiecej... jak to czytam nie moge sie opanowac zeby przestac chichrac :-*
OdpowiedzUsuńNieźle im pojechała tymi tekstami xd
OdpowiedzUsuńFajniutki rozdzialik :D
Czekam na kolejny ;)
nominowałam cię do Liebster Award
OdpowiedzUsuńwięcej info na moim blogu ;*
http://nosmilenolove.blogspot.com/2013/03/liebster-award.html
ps. z niecierpliwością czekam na nn! ;*